KTO TU RZĄDZI?

z10693766Q

Coraz częściej już w wieku przedszkolnym słyszymy, że dziecko np. nie chciało dziś przyjść do przedszkola, lub wcześniej nie chciało uczęszczać na jakieś zajęcia dodatkowe, ale teraz już chce, jeżeli nie chce czegoś robić, to niech nie robi itp. Czasem odnosi się wrażenie, że ten maluch sięgnął po szczyty władzy i zarządza domem, rodziną, a w dalszej kolejności próbuje to robić wśród rówieśników w grupie przedszkolnej (i tu zaczynają się tzw. schody, bo oto obok pojawił się podobny samozwańczy władca, który nie da sobie w kaszę nadmuchać), co rodzi konflikty i poczucie krzywdy. Tymczasem trzeba uznać i zaakceptować, że pozycja dziecka w świecie dorosłych jest pozycją zależności. Rodzina ma charakter hierarchiczny i z całą pewnością dziecko nie powinno znaleźć się na szczycie władzy. To osoba dorosła zajmując naczelne miejsce zapewnia dziecku poczucie bezpieczeństwa, a także środki konieczne do życia i rozwoju. Ona też sprawuje kontrolę i w oczach dziecka staje się niekłamanym autorytetem, „specjalistą od wszystkiego”, przez co też budzi podziw u swojego dziecka i naturalne poczucie zależności. Rodzic, dorosły jest w jego oczach siłaczem, obrońcą, którego słucha nie tylko samo dziecko, ale i czują respekt ci wszyscy, którzy chcieliby mu zagrozić. Staje się wiec wzorem, który dziecko w sposób zupełnie naturalny chce naśladować. Co więcej, jest gotowe być mu posłusznym przez wzgląd na podziw, sympatię i zależność.

Tym, co daje rodzicom podstawę do sprawowania władzy, są nagrody i kary. Mądrze i odpowiedzialnie nimi zarządzając, rodzic może wzmacniać poprawne i wygaszać niepożądane zachowania dziecka.
Tymczasem coraz częściej obserwuje się, że władza rodzicielska jest słabo zaznaczona, lub co gorsza zupełnie oddana w ręce dziecka. Stwierdzenie, że dziecku nie można niczego odmówić, jest tego wyraźnym przejawem, co prowadzi do nieprawidłowości wychowawczych. Tak naprawdę dziecko nie pragnie władzy, ono dąży do zaspokojenia swoich potrzeb, pośród których jedną z czołowych jest potrzeba bezpieczeństwa, a do jej zaspokojenia potrzebuje silnego dorosłego, który ustala normy i czuwa nad ich realizacją. Jeśli natomiast dorosły dobrowolnie - w imię trochę błędnie rozumianej miłości - oddaje władzę w ręce dziecka, ono ją oczywiście przyjmuje. Trzeba jednak zaznaczyć, że w bonusie, zamiast ładu społecznego, otrzymuje chaos. Nie ma poczucia bezpieczeństwa, nie wie, co jest dobrem, a co złem, odczuwa brak oparcia. Wszystko to prowadzi do wybuchów agresji, złości, rozkapryszenia, a zdarza się, że również apatii, będących konsekwencją otrzymywanych dóbr.
P. Wanda Papugowa – psycholog, mediator i dyrektor Samorządowego Ośrodka Psychologiczno - Pedagogicznego w Krakowie stwierdza, że coraz częściej można zauważyć, „swoiste przejawy czci oddawanej przez rodziców własnym dzieciom.” Zaczynają się one od chwili zobaczenia na USG cudu powstawania nowego życia i rodzącego się wówczas zachwytu, który może się przerodzić w pragnienie oddawania czci małemu dziecku. Po tym następuje utrwalanie na nośnikach wszystkich najważniejszych wydarzeń z życia dziecka i emocjonalne pragnienie, by temu cudowi niczego nie odmówić, by usunąć z jego drogi każdy „pyłek”, wszystko, cokolwiek mogłoby mu utrudnić życie, zaszkodzić, sprzeciwić się jego woli. Emocjonalnie rodzic czuje się zadowolony, że jego dziecku nic złego się nie dzieje, że wszystko jest ok. Ale efekt jest taki, że ten nasz „cud” zostaje pozbawiony samodzielności, odpowiedzialności i radości czerpanej z twórczego działania. Po wielu latach od tego wydarzenia do dziś mam w pamięci rozmowę z chłopcem, którego zapytałam, co chciałby dostać od św. Mikołaja. Jego odpowiedź brzmiała: nie wiem, bo ja wszystko mam, co tylko chcę. Najbardziej jednak zapadły mi w serce nie jego słowa, ale smutek, który brzmiał w jego głosie. To dziecko w wieku sześciu lat już nie miało marzeń, nadopiekuńczy tata zakopał je pod stertą nowoczesnych zabawek i mnogością prezentów.
Na dalszym etapie pojawia się gotowość rodziców do wyręczania dziecka we wszystkim, łącznie z obowiązkami szkolnymi – w konsekwencji rodzic „powtarza podstawówkę”, choć nie musi, a swoje dziecko pozbawia szansy na prawidłowy rozwój intelektualny. Uczy je natomiast bezradności, bierności i lenistwa. „Takie postępowanie wskazuje na brak szacunku osób dorosłych do samych siebie i do własnych dzieci. Szacunek bowiem oznacza, że traktujemy siebie serio, wymagamy od siebie i innych i nie godzimy się z rolą niewolnika.” – pisze p. Wanda Papugowa. Jeśli chcemy, by dziecko wzrastało w poczuciu własnej wartości i sprawstwa, musimy mu stawiać wymagania i wyzwania. Stawiając im czoła dziecko ma możliwość zaprezentowania się w oczach znaczących osób dorosłych i doświadczenia radości z odniesionego sukcesu.
I na koniec jeszcze refleksja Ojca św. Franciszka: „Jeśli rodzice nie towarzyszą dzieciom, jeśli zostawiają je samym sobie, to one źle kończą, nie rozwijają się prawidłowo. Rodzice muszą stać obok, tworząc pozytywną atmosferę, mówiąc „nie’ we właściwy sposób i we właściwej chwili, tłumacząc dzieciom, dlaczego mówią „nie albo „tak’. Za dziećmi trzeba podążać, towarzyszyć im.” To może być fascynująca podróż, z której obie strony wyjdą ubogacone i szczęśliwe i tego życzę każdej rodzinie.


s. mgr Eliza Włodyka

Bibliografia :
W. Papugowa „Władza rodziców czy władza dziecka” w „Przedszkolak. Książka dla nauczycieli i rodziców” – praca zbiorowa pod red. W . Papugowej,
Papież Franciszek w rozmowie z Fernardo Prado „Siła powołania. O życiu konsekrowanym i poprawie relacji w Kościele",

Copyright © 2024. Niepubliczne Przedszkole Parafialne im. św. Michała Archanioła  Rights Reserved.